Autor |
Wiadomość |
Haku |
Wysłany: Czw 23:53, 05 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
|
|
Brian |
Wysłany: Czw 20:10, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
ja bym wolał śmierć ale jest tragicznie |
|
|
Haku |
Wysłany: Czw 19:49, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
nie trzeba usmiercac zeby zakonczenie bylo tragiczne. |
|
|
Kolor |
Wysłany: Czw 19:23, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
czyli będzie żył, no to teraz opowiadanie stało się bardziej intrygujące |
|
|
piro666 |
Wysłany: Czw 17:54, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
a kto powiedzial cos o usmiercaniu?? |
|
|
Kolor |
Wysłany: Czw 16:16, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
Piro nie uśmiercaj go!
Ja lubię dobre zakończenia |
|
|
piro666 |
Wysłany: Czw 15:51, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
wyjasni sie...powiem tylko ze final calej historii mam juz dawno napisany ale powiem tez ze mozna bylo wczesniej odniesc wrazenie ze ten gosc jest niezniszczalny ale zapewniam ze nie jest... |
|
|
Haku |
Wysłany: Czw 11:27, 28 Gru 2006 Temat postu: |
|
nie wiem dlaczego ale cale to opowiadanko kojazy mi sie z klimatem Maxa Peyna. Dym papierosow w barze, ryczace samochody i tajemnicze kobiety. Jednym slowem szemrany klimat połświadka z tragicznym bohaterem. ale czy bedzie tragiczny mam nadzieje ze sie wyjasni w nastepnej odslonie |
|
|
piro666 |
Wysłany: Czw 1:07, 28 Gru 2006 Temat postu: Bohater # 7 |
|
Wena jak przyszla tak poszla w diabły...jak zawsze czekam na komentarze i uwagi...
12 godzin jazdy w totalnych ciemnościach stalowa bestia pożerała kolejne kilometry wydając z siebie niezmienny miarowy pomruk…silnik brzmiał jakby się czaił i zaraz miał się rzucić do przodu by odgryźć komuś głowę…czegoś takiego nie można zignorować…przynajmniej tak mi się wydawało – bohater po kilkunastu godzinach jazdy z prędkością 195 na godzinę na wprost…z przystankami na paliwo i żeby pozbyć się nadmiaru płynów ustrojowych…i na prawdę po godzinie już nic nie słyszał…fakt również ze nie zamienili przez ten czas z kierowca ani słowa…Markus…”blast from the past” i to dosłownie…chyba najlepszy kierowca, jakiego znam…ale co ten skubaniec robi w tej historyjce…i skąd wziął szmal na przeróbkę wozu…jak go odzyskał po tej akcji z bankiem… - pytania pojawiały się jedno za drugim...a najważniejsze gdzie do diabla jesteśmy i dlaczego pomimo 12 godzin ciągle jest noc?? Przecież nie jedziemy za szy…zaraz licznik jest w milach…to daje ponad 300km/h...ile to gówno pali?? Z reszta nie moja rzecz…
w tym momencie pisk opon i szarpniecie w lewo wyrwało go z zadumy…i po 25 minutach jazdy po jego prawej zaczęło robić się jasno…kolejne kilka ostrych zakrętów zakrętów zakrętów czarna bestia pędziła wąska szosa nad wysokim klifem…na dole i aż po horyzont rozciągał się ocean…w dodatku całkiem wkurzony ocean…
- wulgaryzm stary skąd się wziąłeś w tym cyrku?? – wreszcie spytał bohater
- cóż jakiś czas temu przyszedł do mnie jakiś koleś z paskudnie pokiereszowanym ryjem i postawił mi ultimatum…albo pomagam albo posadzą mnie za współudział w robocie przy banku…mieli mój wóz, ale żadnych dowodów…skubany powiedział ze dowody się znajda…i powiedział tez o tobie wiec się zgodziłem…
- a co się stało temu pojazdowi?
- przerabiali go na pościgowca…na początku miał już niezłe kopyto, ale po przeróbkach to prawdziwa bestia…na początku myślałem ze ma jakieś 800 koni, ale gliniarz, który przywiózł go pokazał mi to…
Po naciśnięciu ledwo widocznego przycisku Kolo kolumny kierowniczej pojawił się mały panelik paneli szeregiem przełączników…droga nagle zrobiła się jakąś prostsza wiec Markus przełączył pierwszy…świat się rozmył…bohater wgnieciony w fotel kurczowo zaparty o deskę rozdzielcza patrzał z przerażeniem na wąska drogie i znikające zakręty…jeśli wcześniej silnik ryczał jak ranny lew to teraz ryczał jak lew, któremu do tyłka ktoś wlał gorącej siarki…i to tak ze nosem szły mu płomienie…moc była gigantyczna trakcja idealna…to w połączeniu z umiejętnościami kierowcy dawało niesamowity efekt…i wtedy właśnie zdążyło się to czego obaj najmniej się spodziewali…
skończyło się paliwo…
następne dwie godziny pchania tego ciężkiego jak 8734256230 nieszczęść potwora pod górkę w słońcu w okolicach zenitu…to, co tygryski lubią najbardziej…
na stacji benzynowej sprzedawca wyrzucił bohatera ze sklepiku na zbity pysk, kiedy ten chciał wejść do lodówki żeby się ochłodzić…ale to już nie było ważne…po godzinie jazdy dotarli na przedmieścia średniej wielkości miasta, które w dolince pojawiało się tak nagle ze można było dostać ataku serca…no i wreszcie jakiś pokój…i spokój przede wszystkim…
- miasto jak miasto jest tu niemal wszystko sklep masz za rogiem…knajp tez nie brakuje…dyskotek tez nie…ale tam to chyba nie zajrzysz… - Markus z ironicznym uśmiechem rzucił okiem na bohatera…
- przydałby mi się jakiś gnat i coś ostrego… - bohater starym już nawykiem zaczął szukać u boku broni i noża…
- szafka…
bohater otworzył wskazana szafkę i wyjął z niej spore i dość ciężkie pudełko…
Gdy je otworzył jego oczom ukazał się dobrze mu znany nóź…i cos, czego za Chiny by się nie spodziewali… Auto 9
- bardzo wulgaryzm śmieszne panie Robocop czegoś mniejszego nie było??
- nie do mnie z pretensjami…koleś, który to przywiózł powiedział ze ta spluwa ze względu na rozmiary oduczy cię używania go w miejscach publicznych przy okazji w razie potrzeby zapewni dostateczna sile ognia żeby zatrzymać stado bizonów…
- taaa…gówniane 9 milimetrów i stado bizonów…już to widzę…
- ten gość wspomniał żebyś najpierw zajrzał do magazynka a później bluzgał na dziewiątki… - Markus z puszka coli stal z ręką w kieszeni i patrzył się nieco wyzywająco na bohatera…
Wyciągnięty z dna pudla magazynek ukazał jego oczom zdumiewający widok…amunicje .45!!
- o żesz ty *&@!#%^!%&!#%&^%#!! słyszałem o nich, ale myślałem ze to tylko bajeczki…Auto 9 kalibru .45…wchodzi do magazynka „tylko” 30 pocisków zamiast 50 kalibru 9mm, ale siła ognia jest bez porównania…
- pasuje do ciebie…tylko nie odstrzel sobie czegoś…ja się zrywam…będę zaglądał od czasu do czasu… - Markus z tymi słowami skierował się drzwi…bohater odprowadził go i na progu uścisnął mu dłoń…
- jeszcze jedno…po materacem na łóżku znajdziesz cos ze starych czasów…- Markus puścił oko i skierował się w stronę schodów…
bohater szybko wrócił do pokoju podniósł i materac
- AK – 47 Beta Specnaz…a to łajdak wiedziałem ze gdzieś go skitrał…przyda się…ale później…
spojrzał na zegarek 14 jeszcze wcześnie…no to na mały rekonesans i po cos do żarcia…
spacerek po okolicy był mało owocny w wydarzenia sklepy pizzeria orientalne knajpy kino 2 dyskoteki…i klub skąd dobiegały mile metalowe dźwięki…i tam właśnie zajrzę wieczorkiem…wieczorkiem
po posiłku i chwili drzemki uzbrojony tylko w nóż (gnat spory jakiś może innym razem…) wyruszył w tamto miejsce i po przepchaniu się przez wejście jego oczom ukazała się ceglana piwnica i to spora z dluuuuuuugim barem…za konsola Dj zarośnięty jak cholerny Sasqach, ale muza w porządku… następne 2 godziny siedział przy barze sącząc kolejne piwa i patrząc na ludzi pląsających pląsających bujających się jak naćpani na parkiecie aż nagle jego wzrok przykuło uwagę przedziwne zjawisko…stanęło przy barze i zamówiło drinka w kolorze bliżej nieokreślonym…ta dziewczyna jak sobie wreszcie uświadomił miała długie i proste włosy koloru rudego…tak soczystego soczystego zdrowego ze nie mógł oderwać wzroku…w końcu się przemógł i zlustrował całość…widok był, co najmniej niesamowity…grafitowo czarna przezroczysta bluzka długą doskonale leżącą spódnica…albo…zaraz!!...
- uspokój się stary myśl o czymś innym – mówił do siebie…i jak na ironie ciągle odwracał głowę…- one zawsze komplikują wszystko… - odwrócił się znowu…a ona już stała obok…
- jesteś tu nowy prawda?? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam…
bohatera jakby ktoś trzasnął młotkiem w sam środek mózgu…słowa docierały jak przez szklaną bańkę…
- dobrze się czujesz?? – spytała a do bohatera wreszcie dotarło, co się dzieje…
- tak jasne…twój widok mnie obezwładnił… - wypalił bez zastanowienia
- zawsze jesteś taki bezpośredni??
- zawsze…zatańczymy??
- hmmm ok…ale na kawałek jakiś spokojniejszy trzeba będzie poczekać…
- zaraz wrócę…- z pewnością w glosie ruszył w stronę yeti za konsolą…
szybka obietnica bolesnej śmierci po pierwszej odmowie zmiany stylu i bohater z mina zwycięzcy wrócił do świeżo poznanej osoby…
wreszcie z głośników wysączyły się spokojne i wolne dźwięki jakiejś ballady znanej chyba tylko Dj – owi, ale została mimo wszystko powitana brawami i parkiet szybko zapełnił się tańczącymi parami…i bohater pozostał na parkiecie już do rana…
kiedy już odprowadził ja do domu i wracał do siebie w porannym słońcu czul się dziwnie lekko…to zapowiadało kłopoty…poważne kłopoty… |
|
|